Dzieci nie chcą opuszczać sklepu z zabawkami, wychodzić z placu zabaw, a czasem iść do lekarza. I co z tym fantem?
A my musimy czy chcemy coś załatwić, dlatego czas stawić czoła temu problemowi. Najprostszą metodą jest „To ja sobie idę!”, albo druga, angażująca osobę trzecią – „Pan/i Cię zabierze!”. Te teksty stały się dla nas naturalne i normalne, bo powtarzały je nasze babcie, ciocie i sąsiadki. Ale może warto zastanowić się nad słusznością takich sposobów?
Co robicie dziecku mówiąc „To ja Cię tu zostawiam”? Wiecie, ten maluch Was bezgranicznie kocha, ufa i wierzy we wszystko, co mówicie, polega na Was i nie ma w jego życiu nikogo ważniejszego niż rodzic. Wykorzystywanie tych wielkich, szczerych uczuć do grożenia i szantażowania dziecka nie jest ani trochę w porządku.
na serio
Poza tym wiecie, dziecko nawet nie patrzy na to w kategoriach przekupstwa. Kilkulatek nie myśli o tym, że tylko się przekomarzacie, by postawić na swoim. Nie wątpi w to, że mówicie prawdę, bo wiecie – ludzie rodzą się dobrzy i ufni, tylko życie ich potem psuje. I właśnie takie teksty jak ten.
zostawiam cię!
Wyobraźcie sobie, że jesteście w tym kilkudziesięciocentymetrowym ciele. Osoba, którą widujecie codziennie, która regularnie zapewnia, że Was kocha, która o Was dba, wyciera Wam buzię i nakłada chustkę, gdy robi się zimno, nagle informuje Was – idę sobie, a Ciebie zostawiam samego.
W miejscu, którego nie znacie, z ludźmi, których nie kojarzycie. Gdy jeszcze może nie umiecie złożyć pełnego zdania i poprosić o pomoc. Nie wiecie jak wrócić do domu, nie macie pojęcia jak odnaleźć się w takiej sytuacji. Razem z tymi rzuconymi na wiatr słowami znika Wasze poczucie bezpieczeństwa, a Wy nie rozumiecie czemu najbliższa Wam osoba chce Was opuścić i zostawić w tym wielkim świecie, którego jeszcze nie pojmujecie.
pani Cię zabierze!
Nie zliczę ile już razy słyszałam gdy jakaś matka, która nie dawała sobie rady z dzieckiem, podniosła głos „Pani Cię zabierze i zobaczysz!”. Raz kucnęłam i powiedziałam małej dziewczynce, że nigdzie jej nie zabiorę, a najwyżej na jakieś dobre lody i na pewno nie będę na nią krzyczeć. Skoro ktoś stawia mnie w roli jakiejś złej porywaczki, ja mam prawo się na to nie zgadzać.
Taki tekst z kolei nastawia dziecko przeciwko innym. Uczy je: uważaj, bo każdy może Cię zabrać. Od początku pokazuje, że trzeba się bać ludzi, bo są źli i chcą Ci zrobić krzywdę. Co z poczuciem bezpieczeństwa, z pewnością, że obok jest rodzic, który nie pozwoli przecież na to, żeby ktoś wyrządził krzywdę jego maluchowi?
pójście na łatwiznę
Tak naprawdę te metody to zwyczajne pójście na łatwiznę. Zastraszenie, zagrożenie dziecku po to, by nie musieć tłumaczyć dlaczego śpieszymy się do domu albo z jakiego powodu wizyta u lekarza jest ważna. To zdania, które prosto jest rzucić i uciąć rozmowę. Zwalić winę na jakąś panią, która nagle dla kilkulatka staje się postacią z koszmaru albo zapewnić go, że zaraz zostanie sam, bez osoby, którą kocha. Wystarczy jedna groźba i spokój, cisza.
Ale wychowywanie dziecka nie jest łatwe i opiera się na tłumaczeniu świata, a nie zastraszaniu i ucinaniu rozmów.
Jeśli ten mały człowiek się czegoś boi, to właśnie tego, że najważniejsza dla niego osoba go porzuci, oleje, zostawi samego w tym pełnym niebezpieczeństw świecie, z którymi nie jest w stanie sobie poradzić. A to jest właśnie to, co dajecie mu do zrozumienia mówiąc „Idę sobie, zostajesz”.
Czy naprawdę chcecie, żeby tak czuło się Wasze dziecko? Czy to jest w porządku wobec malucha, który bezgranicznie Wam ufa i kocha jak nikt inny?