O pustce chcę napisać. Bo z tą panią mam naprawdę dziwną i pokręconą relację.
Są takie chwile, kiedy jestem jednoznacznie radosna albo niewątpliwie smutna – i oczywiście to, że stany te są u mnie wyolbrzymione jest pewnego rodzaju utrudnieniem, ale wciąż wydaje mi się, że najgorsza jest pustka.
Taka, kiedy nie mam pojęcia, o co mi w zasadzie chodzi, gdy jestem od samej siebie strasznie daleko i nie mogę się skontaktować z tym, co się we mnie dzieje. Gdy nie jest ani dobrze, ani źle, bo jest nijak, nic mnie nie dotyczy i tym bardziej nie dotyka, a całe to życie oglądam jak jakiś słaby film w niewygodnym kinowym fotelu – jedynie lekko rozczarowana przebiegiem wydarzeń.
I tak bywa, są takie dni i tygodnie, dziś jest jeden z nich, męczę się i nie umiem znaleźć sobie miejsca, potrzebuję silnych bodźców, bo wydaje mi się, że ttylko one mogą mnie jakoś z tego stanu wyrwać.
Ale minie. Trzeba pamiętać, że wszystko mija – i to jest dzisiaj moje zadanie. Minie.