Nie znam nikogo, kto nie chciałby lepiej wyglądać. Wszyscy marzymy o tym, żeby móc jeść wszystko i nie tyć. Każda kobieta chce się wcisnąć w stare jeansy. Każda kwiczy z zazdrości na widok tej jednej koleżanki, która wsuwa górę słodyczy i opycha się tłustymi przekąskami, a wygląda idealnie. Tylko co zrobić, żeby schudnąć? Oczywiście – zdrowiej jeść, więcej ćwiczyć i dużo spać. A może można to jakoś przyspieszyć? Nie wierzę w kolorowe pastylki ani w balsamy na odchudzanie, ale w super działanie roślin – owszem. Opowiem Wam o moim ostatnim odkryciu.
Nopal, moja miłość.
Nopal to łodygi kaktusa z gatunku opuncji. Jak to cudo działa? Co dla większości najważniejsze – przyspiesza eliminację tkanki tłuszczowej! Przyspiesza trawienie, a do tego zwiększa uczucie sytości! Z ręką na sercu mówię, ja o wiele mniej odczuwam głód od kiedy stosuję ten produkt. A to jest akurat dla mnie wielki plus, bo nienawidzę diet chociażby dlatego, że ciągle burczy mi w brzuchu i nie mogę się na niczym skupić przez ssanie w żołądku.
Czytając o nim przed kupnem znalazłam też informację, że dostarcza tylu wartościowych składników (17 super aminokwasów, witaminki, składniki mineralne), że można bezpiecznie stosować diety niskokaloryczne.
Kolejne plusy – nopal polecany jest też na osłabienie i zatrucie toksynami, ponieważ mega oczyszcza nasz organizm od środka (pomaga nawet przy oczyszczaniu jelit ze złogów i kamieni), a więc poprawia nam się samopoczucie! : )
Podsumowując, oznacza to tyle – wcinasz nopal i – nie czujesz głodu, lepiej się czujesz i szybciej chudniesz! No nie brzmi to ekstra?
Co w praktyce?
Proponuję jeść zdrowo – pamiętać o dziennej porcji warzyw i owoców, nie przyjaźnić się za bardzo z kaloriami (polecam rozsądne 1400), ruszać się ponad pół godziny dziennie, dostarczać sobie wystarczająco dużo snu i być cierpliwym! Pamiętajcie, że jest to uzupełnienie zdrowej, zbilansowanej diety a nie magiczna substancja, która z Waszej nadwagi ulepi piękną kratkę na brzuchu jak nie będziecie patrzeć.
To wszystko razem na pewno poskutkuje, u mnie daje radę!
Nawet jak od czasu do czasu zdarzy mi się zgrzeszyć i spędzić wieczór z czekoladą w ręce (chociaż w ręce to pół biedy! Gorzej, że zaraz ląduje w brzuchu, czasem nie zdążę nawet rozpakować!), rano waga mnie nie wpędza w depresję (bo stoi) – za co jestem maksymalnie wdzięczna właśnie temu kaktusowi. Wcześniej takie poranki wiązały się z wyższymi cyframi i były pełne okropnego poczucia winy i obietnic, że nigdy więcej. Powiedzcie, że też tak macie.
Ja przyjmuję zgodnie z zaleceniami – dwa razy dziennie piętnaście minut przed posiłkiem spożywam dwie łyżeczki proszkowanego nopalu. Na etykiecie piszą, że można przyjmować z wodą, maślanką, jogurtem albo sokiem. Kaktus ma bardzo wyraźny smak, więc miałam pewne obawy, ale próbowałam różnych połączeń. Mi najbardziej pasuje z sokiem z czarnej porzeczki lub pomarańczowym, opcja z wodą jest paskudna, oszczędźcie sobie tego, fu.
Dziś zrobiłam wyjątek na potrzeby testów i wypiłam to trzy razy. Także teraz idę się położyć i mam nadzieję, że wstanę już chuda.