Wbrew pozorom dziegieć to wcale nie jest ukraińska maść na reumatyzm, tylko produkt powstały z kory brzozy. I jest spoko.
Jako, że pochodzę z supernaturalnej, superzdrowej, prowegańskiej i wyglądającejnaoszołomską rodziny, nie zdziwił mnie zbytnio fakt, że dostałam niedawno mydło dziegciowe. Takie rzeczy się u mnie mogą zdarzyć, przecież wcześniej sprezentowano mi nopal i spirulinę. Normalka.
tylko co to właściwie jest?
No właśnie, tu się zaczyna problem. Tego nie wie nikt i musiałam spędzić trochę czasu u wujka Google, żeby czegoś się dowiedzieć. Otóż dziegieć ma same fajne właściwości, bo działa przeciwbakteryjnie, przeciwpasożytniczo, antyseptycznie i ponoć super wpływa na przepływ krwi do skóry i jego ogólny stan. Okej, już brzmi dobrze, ale to nie wszystko!
Do tego wszystkiego poradzi sobie z trądzikiem, wszelkimi zaskórnikami, łupieżem, łojotokiem i innymi ustrojstwami. Cebulki włosowe mają się wzmocnić, włosy mniej wypadać. No bajka! Tylko że…
fuj!
Mydło dziegciowe strasznie śmierdzi. Nie przesadzam, na początku używania bardzo odrzuca. Jest całkowicie naturalne, nie ma barwników ani żadnych pachnących dodatków i dlatego do zapachu Chanel to mu raczej daleko. Ale da się przetrwać, bo zapach się nie utrzymuje. Tylko czy jest to tego warte?
i jak?
Ja jestem zadowolona. Produktu używam dwa razy dziennie do twarzy. Mocno się pieni, łatwo zmywa, a już po dwóch tygodniach użytkowania zauważyłam, że skóra jest wyraźnie oczyszczona i, co dla mnie ważne, zmatowiona. Bo jak wiadomo – jeśli mam się świecić, to tylko od brokatu! Uwaga: mydło dość mocno wysusza, więc polecam do cery tłustej i mieszanej. Z włosami nie próbowałam, nie mam potrzeby.
Znacie jeszcze jakieś supernaturalne, superwegańskie, superzerozła, prowszystko kosmetyki warte sprawdzenia? Czasem patrzę co tam po oszołomskiej stronie mocy. Wroga trzeba znać.
Pingback: Blue Coaster33()
Pingback: YouTube Video()
Pingback: stream movies()
Pingback: tv online, online tv()