Znowu umarł ktoś znany, więc nasze Facebookowe ściany zalały się artykułami z czarno-białymi zdjęciami. No a razem z lajkami pojawiły się oburzenia.
Przycisk od Marka Zuckerberga sprawia wiele problemów. Jedni praktycznie go nie używają, bo zostawiają na specjalne okazje – co najmniej jakby miało być tak wyczekiwane, jak to pierwsze „kocham Cię” w związku. Żeby zdecydowali się na ten ruch palcem wskazującym, musi stać się coś wielkiego.
Inni z kolei klikają jak szaleni, kilkadziesiąt razy dziennie, jak gdyby każde zostawione „lubię to” ratowało jedną małą pandę. (Podpowiedź: nie ratuje.)
tu nie ma co lubić
Konflikt zaczyna się wtedy, kiedy pod jakimś poważnym, smutnym wątkiem wpadają na siebie dwie osoby o innych podejściach do lajkowania i bardzo wąskich umysłach. To ci, którzy nie mogą pogodzić się z faktem, że poza ich punktem widzenia istnieją też inne. I zaczynają pierdolić, że jak możesz tak klikać pod informacją, że boli mnie noga, mam dużo pracy albo oznaczonym rozwodem. Bo tu przecież nie ma co lubić, wiadomo. Tylko że to nie tak.
facebookowe rafaello
Mam jednak wrażenie, że już doszliśmy do tego, że like to nie tylko przycisk oznaczający lubię to. Przecież jedno takie kliknięcie wyraża więcej słów niż Rafaello.
Od podoba mi się, przez doceniam czy łączę się w bólu, po zwyczajne zgadzam się. Czasem jest prostą wiadomością dla autora, że ktoś zobaczył nasz post i chciał dać nam o tym znać. Może być też normalnym mam to samo albo fajnie, że o tym piszesz. Wiecie, działa takie:
Pokaż mi co lajkujesz, a powiem Ci kim jesteś.
Wracając do internetowych zniczy – musicie pamiętać, że klikanie lubię to przy informacji o czyjejś śmierci nie jest równoznaczne z powiedzeniem „dobrze, że umarł!”. Absolutnie. Jest po prostu takim wirtualnym poklepaniem po plecach, westchnięciem ech, wiem co czujesz. Trzeba bardzo nie rozumieć świata albo trafiać na turbodebili, żeby się z tym kłócić.
Więc nie bójcie się lajkowania bezdomnych kotków, chorych dzieci i artykułów o śmierci papieża, lajki to dobro i właśnie po to są. Tylko idioci mają z tym problem.