A nawet fajnie by było, gdybyście to robili. Nie, nie, bynajmniej nie dla mnie! Dla Was.
Kilka lat temu, gdy jeszcze chodziłam w glanach i całymi nocami ćwiekowałam katany, namiętnie zdzierałam sobie gardło wykrzykując zdanie, które wszyscy kreśliliśmy w zeszytach obklejonych kolorowymi skrawkami gazet.
Każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje.
Już nie chodzę skakać w spoconym tłumie na koncercie Pidżamy Porno, ale ten fragment nadal raz na jakiś czas gra mi w głowie. I wiecie, dobrze jest sobie coś z tego zdania wyciągnąć.
codzienność
Codziennie targają nami miliony emocji. Do naszego życia wślizgują się niepostrzeżenie różni ludzie, inni – zupełnie niespodziewanie – wychodzą, trzaskając drzwiami i zostawiają nas gdzieś w połowie zdania, wyrwanych z przyjemnego snu, zupełnie zdezorientowanych. Przez całe życie zapewniamy sobie rozrywkę w postaci godzin wdrapywania się na szczyt, radości i jeszcze więcej rozczarowań, mniejszych i większych.
Jednego dnia przypalimy soczewicę, drugiego będziemy płakać ze strachu przed niebyciem wystarczająco dobrym, trzeciego dostaniemy awans, czwartego bana, a piątego przyłapiemy partnera na zdradzie.
Każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje.
Dlatego słuchajcie: warto je wszystkie spisywać. Wieczorem usiąść, otworzyć jakiś piękny notatnik, złapać pióro i nakreślić kilka zdań.
Życie jest zbyt złożone, by pozwolić mu uciekać.
Dzieje się tyle rzeczy, oglądamy tyle miejsc, krzyżujemy drogi z tyloma ludźmi, w głowach mamy tyle myśli, szkoda byłoby to tam więzić, a potem dać temu wszystkiemu umrzeć.
Wystarczy codziennie poświęcić kilkanaście minut na pisanie. Ujęcie tych niesamowitych momentów, które przyprawiły Was dziś o dreszcze, spowodowały wielki uśmiech albo wywołały łzy. Kilkadziesiąt ruchów nadgarstkiem na emocje, uczucia, ludzi i miejsca. Na to, do czego za wiele lat będziecie chcieli wrócić, by z wielką gulą w gardle opowiedzieć wnukom. Przedstawić im, jak to było, gdy na świecie były smartfony i jak za in vitro groziła kara. Gwarantuję, że będą chciały słuchać. A bez dziennika zapomnicie. Dlatego naprawdę polecam znaleźć sobie każdego dnia chwilę na pisanie.
kredki
Jeśli macie tak jak ja, możecie też chcieć wziąć kredkę i narysować coś fajnego, na przykład pingwina z Waszej głowy. Mój pingwin czasem mówi „ale jesteś super, keep up the good work!”, a czasem „poebao?!”. Rysuję go z takim dymkiem, bo chyba zasługuje na kawałek przestrzeni w moim dzienniku. Tak, tak, żaby też są. Wiecie, że pierwszy komikses powstał właśnie w takim dzienniku jako smutny rzyg mojego mózgu? To był ten:
Kocham wszystko automatyzować i najchętniej kupiłabym sobie jakiegoś robota, ale są rzeczy, które muszą zostać u mnie w takiej analogicznej, trochę trącącej starością formie. Jedną z nich jest właśnie ten dziennik. Codziennie piszę na klawiaturze komputera tysiące słów – pracuję nad blogiem, czuwam nad Facebookiem, Twitterem i mailami. Tak jak większość z Was, nie muszę już oddawać wypracowań, zadań domowych ani kartkówek, dlatego te wieczory z piórem stały się jakiegoś rodzaju oderwaniem od elektroniki, ale jeśli Was to nie rusza – dokumenty tekstowe też są spoko.
nie mam czasu!
Jeśli o brak czasu chodzi, to aktualnie wszyscy na to cierpimy. Każdy by chciał, by doba miała kilka dodatkowych godzin, no ale niestety, Żaba Przenajświętsza jest bezlitosna. Dlatego w dzienniku nie pisze wielkich wypracowań, to kwestia jednej, może dwóch stron. Chyba, że wchodzi w grę podróż, wyjazd albo wielkie zmiany czy wielkie plany, wtedy faktycznie ręka boli.
Ale normalnie staram się nie przesadzać, żeby wyrobić nawyk, a nie się zniechęcać. Kiedyś potrafiłam pisać w dzienniku raz na tydzień dziesięć stron i rzucać go w kąt na miesiąc, a potem nagle zapełnić trzydzieści kartek. Teraz na przykładzie bloga wiem, że prościej jest sobie coś założyć i się tego trzymać. Dlatego powiedziałam sobie stanowczo – bazgrzę tam coś każdego dnia.
No bo każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje.
Dobra, wiem, są różne sytuacje podbramkowe. Na przykład nagle przyjaciel dzwoni i krzyczy, że za dziesięć minut po Ciebie wpada, zabiera na imprezę, a jak wrócisz to nie będziesz w stanie skreślić słowa. Ja jednak jako miłośniczka trzymania się wyznaczonych sobie przez siebie zasad, nie odpuszczam i wtedy po prostu piszę kilka słów kluczy, które rozwijam kolejnego dnia. Nawyk to super rzecz, serio. Na początku głupio zapomnieć, a potem już się nie da.
Pisanie codziennie jest fajne. Jak patrzę na swoje zapiski sprzed ośmiu lat to cieszę się, że już wtedy prowadziłam dziennik. Za osiem lat spojrzę tak na te dzisiejsze, a za 58 je przeczytam, przypomnę sobie wszystko jeszcze raz i opowiem wnukom, jak to było jak jeszcze istniały blogi.
Warto spróbować. Bo wiecie, każdy nowy dzień rodzi nowe paranoje i głupio by było, gdyby umknęły nam gdzieś po drodze.
Pingback: 7 etapów sprzątania - hania.es()
Pingback: 2016 liter na 2016 rok - hania.es()