Zwyczajne zakupy. Jest upał, jakieś czterdzieści cztery stopnie Celsjusza, więc wszyscy po wejściu do klimatyzowanego połączenia z uśmiechem na twarzy wzdychają szczęśliwie „uff!”.
Wkładam do koszyka warzywa, czytam składy sosów i szukam syropu z agawy. Nie ma, bo przecież normalni ludzie mają cukier i nie marudzą. Idę sobie spokojnie do lodówki, po sok jednodniowy, ale na drodze staje mi – a raczej leży – na oko czteroletnia dziewczynka. Mała, bardzo załamana i wyglądająca co najmniej tak, jakby przed chwilą jej życie straciło sens.
Wykrzykuje w niebogłosy:
— Maaamooooo! Ja chcę piiiiiiiić!
Razem z innymi kupującymi spuszczam wzrok i patrzę na cierpiącego szkraba, rozglądając się dookoła.
Nagle zjawia się obok matka, szarpie dziecko za rękę i dodaje:
— Wstawaj i nie pierdol.
W sekundę otarła łzy. Wstała. Nie pierdoliła.