Bo to, co dla nas oczywiste i jasne, dla kogoś może być wielką zagadką.
Wsiadłam niedawno w tramwaj, którym jechałam tak długo, aż przestały otaczać mnie korki, krzyki i odgłosy klaksonu, a za oknem zobaczyłam mały stragan, kilka domów i polną dróżkę.
Kojarzycie ten piękny zapach zaraz po deszczu? No to właśnie tak było. Dużo zieleni, przecinające mi drogę żaby, domki jednorodzinne i spokój. Nie było wokół wielu ludzi, ale oprócz kilku nastolatków z piłką do nogi, minęłam też kobietę, która prowadziła za rękę na oko pięcioletnie dziecko.
— Maaaamo — ciągnie mały — a ja bym chciał wskocyć do kałuży.
— Kochanie, ale będziesz miał wtedy mokre…
— No przecies wiem mamo, mokle butki — kończy za nią. — A dlacego nie mogę wskocyć do kałuży i dalej mieć suchych butek?
— Butków — poprawia go matka i tłumaczy dalej. — A to dlatego, że kałuże to są takie dziury, w których jest woda.
Chłopiec nagle staje.
— Ja to lozuniem, ale cemu ta woda jest mokla, powies mi mamo? — no i jeb. Koniec z łatwymi zagadnieniami, tłumaczenie świata potomkowi zaczyna przybierać zupełnie nowy wymiar.
Młody zadziera głowę do góry i czeka, jakby nie miał zamiaru iść dalej, dopóki jego ciekawość nie zostanie zaspokojona.
— … — Cisza. Kobieta powtarza sobie w głowie ostatnie słowa dziecka tak często, że staje się jednym wielkim, chodzącym pytaniem „czemu woda jest mokra”. Marszczy czoło, widać, że intensywnie szuka stosownej odpowiedzi, kombinuje jak ugryźć temat. Patrzy w ziemię, jakby liczyła, że gdzieś tam znajdzie kartkę z przygotowaną dla niej kwestią, napisaną grubą czcionką. Nic takiego się jednak nie dzieje i po kilku bardzo długich sekundach napięcia, ciszy i szelestu liści, matka łapie kontakt wzrokowy z synkiem i odpowiada ciężko — bo Bóg tak chciał.
I poszli dalej.